foto: Paweł Kadysz

Wreszcie płacę za telewizję, którą oglądam.

o okrążeniach, zrezygnowaniu i sentymentach słów kilka

Piotr Siwiński
4 min readFeb 14, 2017

--

Tego tekstu nie dedykuję moim znajomym, koleżankom i kolegom z tzw. branży i tym co w pełni świadomie nie kupowali nigdy telewizora bądź telewizji na życiowym starcie. Nie dedykuję też osobom starszym wiekiem, gdyż jestem świadom ogromnej bariery jaka dzieli ich przed tego typu rozwiązaniami. Nie dedykuję też fanom telewizji śniadaniowych, bo nie.

Koniec.

Kończy się dzień w którym dałeś z siebie wszystko. Dzieci już śnią o bajce, którą im przeczytałeś, zmywarka pierze poobiednie naczynia, kolacja pachnie przy twoim boku lewym, a przy prawym pieni się w pokalu piwko. W ręku trzymasz pilota.

Relaks.

Z chęcią byś coś obejrzał, zatem zaczynasz wciskać guzik odpowiedzialny za zmianę kanału i… nim się obejrzysz robisz już drugie okrążenie. Zdarzy się jeszcze tak, że obejrzysz coś na kanałach dodatkowo płatnych, bo jest premiera jakiegoś nowego filmu. Niestety nie miałbyś tej możliwości gdyby nie sto trzydzieści reszty nie interesujących cię programów. A jeżeli jest premiera filmu, który już widziałeś? Sięgasz po VOD lub coś na płycie i uciekasz. I tak co miesiąc płacisz za to z czego wcale nie korzystasz.

Znasz to? Ja znam dokładnie od prawie roku, a od kilku miesięcy w ogóle nie robię już okrążeń po kanałach, tylko od razu wybieram to co mnie interesuje, bo czas, bo noc taka krótka. Dodatkowo, w bardzo dynamicznym trybie dnia, ustawienie siebie i swój czas pod daną produkcję jest bardzo trudne, przez co, kiedy mogę sobie tak usiąść jak wyżej, to już filmy są w połowie lub zaraz się kończą. Oczywiście, super dodatkiem do konwencjonalnej telewizji stały się dekodery z możliwością nagrywania programów, tylko na sto trzydzieści (zostańmy przy tej liczbie) kanałów nie mam co oglądać i żaden dekoder tutaj nie pomoże. A jak już coś bym nagrał, to zakładam, że zbyt szybko bym nie obejrzał.

Od razu uprzedzę, żę to jest moje mocno subiektywne odczucie , gdyż wiem że jest mnóstwo ludzi czerpiących rozrywkę ze zwykłej telewizji i potrafią usiąść nawet o wybranej porze do filmu, a mój przypadek jest tylko promilem. Co ciekawe, większość moich znajomych ogląda wszystkie produkcje, całą rodziną, tylko po angielsku. A są i tacy co w każdym narodowym języku danej produkcji kochając kino skandynawskie i węgierskie.

Początek.

Od zeszłego roku zaczęło pojawiać się rozwiązanie moich wszystkich telewizyjnych frustracji. Do Polski wszedł Netflix, HBO Go stał się bardziej dostępny i już nie ma potrzeby być w jednej z trzech wielkich sieci kablowych w kraju, mamy telewizję Amazonu, a kiedy piszę ten tekst to za chwilę wejdzie Showmax. Co ciekawe są już od dawna u nas serwisy VOD o których tak mało wspomina się na blogach, czyli Cineman oraz Chili TV, ze światowymi premierami w przystępnych cenach, no i niejaki TVN mocno promuje swojego Playera, dzięki czemu już mamy to wszystko co w telewizji a nawet i więcej, wygodniej, lajfstajlowo. Nie wspominając już o innych, od dawna istniejących usługach jak Ipla czy TVP VOD, oraz najlepszej telewizji muzycznej i rozrywkowej na życzenie jaką jest Youtube. I do tego wszystkiego wystarczy Internet z trochę szybszym łączem.

Kiedy okazuje się, że zaczynasz tego wszystkiego używać częściej niż tradycyjnej telewizji, wykupiłeś subskrypcje, Narcos bawi cię bardziej niż Klan, a twoim problem staje się wybór jednego z pięciu tytułów na wieczór, podejmujesz ten radykalny krok jakim jest rezygnacja z pakietu telewizyjnego. I tak właśnie zrobiłem.

foto: Frank Okay

Sentyment?

Kiedy podpisywałem papier zacząłem czuć się jakoś nieswojo. Jak to? Nie będzie jedynki i dwójki? … przecież zawsze był kompot. Dobrze, że jedno uczucie kontruje drugie tekstem A kiedy ostatni raz oglądałeś jedynkę i dwójkę? Niepodważalnym atutem jest to, że kiedy przestanę oglądać i nie będę chciał płacić za jedno z nich lub za wszystkie, to po prostu cofnę moje subskrypcje, bezkarnie, będę miał z głowy, nie czekając kolejnych osiemnastu czy dwudziestu dwóch miesięcy aż zakończy mi się obowiązkowy okres umowy. Akurat to uznaje za największy plus całości, wyłączam kiedy chcę i wracam kiedy chcę. Płacę tylko za to, co oglądam, za nic więcej. No i dodatkowo wyeliminowałem zjawisko pustego gapienia się w pudło, gdyż puszczenie filmu wymaga jakiegoś zaangażowania i przemyślenia. Wolę już puste gapienie się w książkę no i mam nadzieję że moje dzieci nigdy nie poznają tego typu zjawiska.

Czy dobrze słyszę? Abonament RTV, ktoś zapyta? Oczywiście, płacę z jeszcze większą chęcią, żeby tylko wszyscy trzymali się ode mnie z daleka. A kiedy nasza kochana, powszechna telewizja zacznie być telewizją troszkę bardziej nowoczesna i zacznie te pieniążki płacić ludziom z pomysłem to z chęcią wrócę i nie z podkulonym ogonem, lecz z wielką dumą, że dołożyłem się jakoś do tego biznesu płacąc podatek od posiadanego telewizora, radioodbiornika, komputera, monitora, telefonu i co tam jeszcze dodatkowo ten podatek ma obejmować.

Z tradycyjną telewizją byłem związany przez ponad 30 lat, ona uczyła mnie angielskiego przez Ulicę Sezamkową i Laboratorium Dextera, którego tłumaczenie na język polski było wtedy tylko w sferze marzeń. Ona uczyła piosenek, pozwalała poznać nowe zespoły i kreowała gust muzyczny. Pamiętam dobrze Atomic TV i jego przepoczwarzenie się w MTV Polska, Wojciecha Manna jako Głos w 5-10-15 i Tadeusza Brosia z Teleranka, Lalamido, Koło Fortuny i niejakiego Hugo sterowanego tonowym wybieraniem. Sentyment pozostanie na zawsze i mimo tego że telewizja z czasów młodości już dawno się skończyła i nie wróci, to dziękować Bogu na Youtubie można sobie odświeżyć pamięć pojedynczymi odcinkami z zachowanego przez kogoś archiwum.

Nie zapomnę, będę tęsknił troszeczkę wciskając guzik play na pilocie.

--

--

Piotr Siwiński

Humanista w świecie IT. Kochający opowiadać mówiąc, pisząc i fotografując. Projektant rzeczy użytecznych. Niepoprawny realista w rogowych okularach.